Witam po przerwie nie spowodowanej moim lenistwem. No, może trochę lenistwem ;) Tak naprawdę cały ten czas czekałem na pewną przesyłkę - i tak, czekałem i czekałem i sobie obiecałem że nowa nota pojawi się jak dotrze paczka. Tyle że to oczekiwanie trochę trwało, stąd obsuwa blogowa. O paczce będzie na końcu. Zamiast pisać pierdoły przejdę do tematu posta: Odsłuchów.
Jakie to uczucie, jakie towarzyszą temu wrażenia, myśli, gesty. Zacznę może od spraw technicznych (spokojnie! to będą lajtowe opisy i do tego ze zdjęciami więc bez większego bólu). Każdy obeznany z działaniem gramofonu i jego obsługą może z całą odpowiedzialnością przewinąć tę część posta. reszta niech czyta dalej. Przy opisywaniu mojego gramo wspomniałem że to model w pełni automatyczny. Czyli czynność odtwarzania płyty odbywa się automatycznie (lub ręcznie jeśli tego chcę). W półświatku audiofilskim jednak preferowane są modele z obsługą wyłącznie ręczną, gdyż takie są uważane za najdokładniejsze i najlepiej oddające ducha muzyki. A ich ceny zaczynają się od 3 tys.zł wzwyż (bez górnej granicy). Więc tak naprawdę rozwiązanie w pełni automatyczne jest plebejskie i potępiane, ale dla osoby która aż tak mocno nie zwraca uwagi na wspomniane wyżej aspekty sprzętu którego używa (np. ja, choć nie ukrywam że w przyszłości zakupię lepszy i pozbawiony automatu gramofon ;)) mechanizm automatycznego zapuszczania płyt napewno się przyda i uzna go za wygodny.
Wpierw może warto wspomnieć kilka słów o podstawowych akcesoriach jakie każdy gramofon powinien posiadać. Nie biorę pod uwagę pokrywy, bo zakładam, że jest integralną częścią sprzętu (choć akurat w moim przypadku od dawna już nie), ale wymienić tu pędzelek do igły gramofonowej, szczotkę do winyli i docisk do płyt (i podkładkę pod płyty).
a) jednak starać się odtwarzać z zamkniętą pokrywą,
b) regularnie czyścić pędzelkiem igłę - chyba że gramo ma zamontowany taki dżinks jak u mnie - pędzelek na drodze przejścia ramienia z wkładką z/do płyty. Widać lepiej na fotce poniżej.
Wihajster ten dość dobrze spełnia zadanie regularnego czyszczenia igły - ale mimo to raz na jakiś czas zwykły pędzelek napewno się przyda i uwierzcie mi, spełni swoje zadanie bardzo dobrze.
Ok. Szczotka do winyli. To jest podstawa każdego fana gramofonu, właściwe bez tego przedmiotu nie wyobrażam sobie odsłuchów. Jest to zwykła szczotka z w miarę miękkim włosiem, która jest w użyciu praktycznie za każdym razem przed przystąpieniem do zapuszczenia płyty. Dlaczego? Bo płyty cholernie przyciągają kurz i inne śmieci - nawet będąc w swoich koszulkach. Jako że płyta zakurzona = trzaski i problemy przy odtwarzaniu, tego etapu niestety nie da się pominąć. Ale, jak dla mnie całe to czyszczenie i przygotowanie to prawdziwa celebracja, ma to swój ewidentny urok.
Jak najszybciej czyścić ? Nakładamy płytę na gramofon. Nie uruchamiając go przekręcamy talerz palcem i jednocześnie przykładamy szczotkę do płyty ( w miarę delikatnie by jej nie porysować, ale też na tyle mocno by włosie zebrało kurz).
Po kilku obrotach talerza można zobaczyć kreskę z kurzu na pycie - efekt działania szczotki. Kurz oczywiście usuwamy poza obręb gramofonu.
No dobrze. Mamy wyczyszczoną igłę i płytę. Co teraz? Teraz nakładamy docisk. To nie jest obowiązkowe akcesorium ale pożądane do polepszenia jakości odsłuchu. Czemu? A no temu, że wielka płyta ma tendencje do wyginania. Położona na talerzu gramofonu (zwłaszcza te o mniejszych gramaturach, te 180 g zdecydowanie mniej się wyginają) w wielu miejscach odstaje od powierzchni, a po przekręceniu palcem talerza widać że w ruchu przypomina trochę scentrowane koło w rowerze. Dla płyt lżejszych, cieńszych to zupełnie naturalne. Są one podatne na odgięcia. W związku z tym używa się specjalnych docisków zakładanych bezpośrednio na płytę. Odpowiedni ciężar docisku ( w moim przypadku to docisk firmy Project o konkretnej masie 750 g) "rozpłaszcza" płytę na talerzu patrząc od centrum płyty tak mniej więcej do jej połowy. Brzegi płyty są zdane na odstawanie - bo by je wyrównać z dociśnięciem do powierzchni potrzeba by było znacznie cięższego docisku, który miałby już wtedy wpływ na pracę mechaniki sprzętu. Istnieją pierścienie dociskowe stosowane na brzegi płyt, ale dowiedziałem się od eksperta, że jednak nie warto ich wykorzystywać. Poza tym są bardzo drogie.
A czym są podkładki? Widać taką na zdjęciu powyżej. To gumowa (choć są też korkowe i filcowe, a nawet winylowe - najlepsza jest ponoć gumowa) nakładka którą stosuje się na talerz, a na niej później nakłada się płytę winylową. Ma ona za zadanie tłumić drgania, przez co poprawia jakość odsłuchu. No dobra, mamy już wszystko ogarnięte. Płyta nałożona docisk jest, podkładka też.
Ustawiany prędkość obrotów talerza. Mamy do wyboru w przypadku gramofonów dwie prędkości: 33 obrotów na minutę (czasami używa się też zapisu 33 i 1/3, ale jest to ta sama prędkość) oraz 45 obrotów na minutę. Z reguły jest tak że longpleje (płyty LP) - długogrające, czyli normalne pełnoprawne albumy są zapisywane z prędkością 33 rpm, a single czy Ep-ki - 45 rpm.W rzeczywistości bywa różnie, nierzadko zdarza się singiel nagrany w 33 rpm, miałem też styczność z LP nagranym w 45 rpm.
Po nastawieniu odpowiedniej prędkości na panelu gramofonu...
wciskamy play (start) i cała reszta odbywa się bez naszej ingerencji...
Ramię z wkładką zaczyna się przesuwać, automatycznie ustawia się w odpowiednie miejsce (zewnętrzna krawędź płyty), opuszcza i rozpoczyna się odtwarzanie muzyki.
Dociekliwy spostrzegą na zdjęciu napis Quartz na wyświetlaczu gramofonu. O co kaman? Otóż gramofon ów zaopatrzony jest w system automatycznego utrzymywania odpowiedniej prędkości obrotów. Znaczy to tyle, że nie trzeba bawić się pokrętłem "pitch" i ustawiać prawidłowej - stabilnej prędkości obrotów za pomocą spoglądania w odpowiedni sposób w widoczny na poniższym zdjęciu szklany element podświetlony na czerwono.
Streszczając w jedno zdanie resztę opcji gramofonu, mogę ustawić automatycznie wielkość płyty odtwarzanej (7, 10, 12 cali) - co ma wpływ na ustawianie się ramienia z wkładką przy automatycznym uruchamianiu odtwarzania. Jest też opcja pętli odtworzeń, czyli repeat.
Udało się - mamy uruchomioną płytkę, muzyka gra, wszystko pięknie, to teraz jak naprawdę wygląda proces odsłuchów ?
Z reguły jest tak, że rezerwuję sobie co najmniej godzinę niczym nie zmąconego wolnego czasu. Robię sobie herbatę, siadam (lub kładę się) w miejscu odsłuchowym (punkcie G), po zapuszczeniu płyty i zamykam oczy. Pozwala mi to najlepiej odebrać muzykę, a także poczuć przestrzeń dźwiękową. W moim mniemaniu największą różnicą między dźwiękiem z winyli a dźwiękiem z cd jest przestrzeń i pewnego rodzaju swoboda dźwięków. Mój dobry znajomy tłumaczył mi to kiedyś w ten sposób. Dźwięk analogowy (winyl) w formie graficznej wygląda jak wykres z parabol z zaokrąglonymi pikami, natomiast dźwięk cyfrowy (cd) to są ostre piki i wykres pozbawiony łagodnych opadów czy wzniesień.
Płyty kompaktowe mają czystość kliniczną, taką sterylność - perfekcję z komputera. Dźwięki w przestrzeni odsłuchowej są poukładane dokładnie w tych miejscach, w jakich zaplanował je inżynier dźwięku w studiu nagraniowym. Nic nie pozostawiono przypadkowi. I to oczywiście ma swój urok. Jest bardzo dużo osób, którym właśnie taki styl odsłuchów najbardziej odpowiada. Najlepsze w tym względzie są imo odtwarzacze cd z analogowymi przetwornikami (tzw. lampowe), dlatego że do tego uporządkowanego - cyfrowego świata, wprowadzają wiele z magii analoga. Z dumą mogę stwierdzić że właśnie tego rodzaju odtwarzacz posiadam. Wrażenia są niesamowite. Robiłem kiedyś ze znajomym testy porównawcze mojego cd i dosyć wysokiego modelu -stuningowanego- onkyo (układ cyfrowy). Przetworniki analogowe są o kilka dobrych klas nad cyfrowymi, bez dwóch zdań. Wygrywały i jakością i barwą i basem i głębią i sceną. Jedyne co mogło się nie podobać (lub podobać, bo to element związany z gustami słuchacza) to właśnie analogowa barwa, nieco miękka, ciemna i ciepła. Cyfrówka odtwarza bez żadnych dodatkowych "filtrów" chyba że uruchomimy taki we wzmacniaczu. Dlatego dobrej jakości odtwarzacze cd są najlepszymi "sędziami" jakości nagrani płyt. Jeśli kompakt był nagrany z niedociągnięciami, błędami w studiu nagraniowym lub podczas post processingu, z pewnością będzie to słychać na takim odtwarzaczu. Odtwarzacze z analogowymi przetwornikami, właśnie ze względu na te naturalne filtry, są nieco bardziej wybaczające dla gorszych jakościowo płyt.
Ale ok. Wracając do przedmiotowego porównania. Płyty winylowe charakteryzują się dźwiękiem zdecydowanie bardziej naturalnym, pozbawionym tej sterylności i pewnej sztuczności. Jest odczuwalna przestrzeń, muzyka krąży po pokoju, otacza nas, źródła pozorne są umiejscowione tam, gdzie inżynier dźwięku je zaplanował, ale mimo to efekt przypomina dość mocno słuchanie muzyki na żywo. Takiej nieskrępowanej muzyki, meandrującej w nie do końca sprecyzowany sposób. Zdaję sobie sprawę z abstrakcyjności opisywania dźwięków, czy też układów dźwięków, całych muzycznych krajobrazów, stąd zaznaczam, że oczywiście jedynym sposobem by poznać różnicę są odsłuchy porównawcze na odpowiednim sprzęcie. Jednak osoby nieobeznane z takim sprzętem, z odsłuchami, np. takie które większość życia słuchały empetrójek z średniej jakości odtwarzacza ( w tym ipod-a, sorki japiszonki, wasze gadżety należą tak samo jak każdy inny "grajek mp3" do puli plebejstwa sprzętu muzycznego) poddane takiemu eksperymentowi mogłyby mieć poważny problem w wychwyceniu różnic. I nie mówię tu z poziomu wywyższającego się pseudospeca od audio, tylko z własnego doświadczenia. Większość życia słuchałem muzyki na kiepskiej jakości sprzęcie lub w kiepskiej jakości formatach i dopiero od niedawna wiem tak naprawdę jak dużo może muzyka zyskać na odpowiednim sprzęcie i w odpowiednich warunkach odsłuchowych. Nie mniej jednak dla osób mniej obeznanych z takimi doświadczeniami różnice opiszę w ten sposób (czyli tak jak ja widziałem różnice z początku): perka, wokal, bas. Instrumenty perkusyjne brzmią na winylu wyjątkowo naturalnie i tu rzeczywiście przychodzi na myśl porównanie z dźwiękiem live. Wokal jest wysunięty do przodu sceny dźwiękowej, więc często ma się odczucie że wisi nad słuchającym. To oczywiście nie jest reguła, bo wokal jest inaczej nagrywany i na różnych płytach może się drastycznie różnić. No i bas. Ewidentnie basy analogowe to bardzo miękkie, głęboko schodzące, tłukące w piersi dźwięki. Na tym polu chyba najłatwiej usłyszeć i wychwycić różnicę. Polecam eksperyment - utwór "Angel" Massive Attack z płyty Mezzanine ( z pewnością opiszę ją w swoim czasie znacznie szerzej) proponuję zapuścić wpierw na odtwarzaczu cd i potem na winylu. Od pierwszych niemrawych dźwięków elektronicznego podkładu perkusyjnego i potem gitary basowej, a także perkusji słychać różnicę w basie, który wręcz spowija podłogę - przynajmniej ja odnoszę takie wrażenie zawsze gdy słucham tego kawałka z winyla.
Kurcze..rozpisałem się. Ten post tak naprawdę powstawał w dwóch podejściach. Autorowi mieszało się już w głowie od tych opisów i musiał zrobić sobie tygodniową przerwę by później z przyjemnością powrócić do klawiatury i dokończyć swoje wynurzenia. W sumie to ta przerwa trwała dłużej niż tydzień ;)
Zaznaczam, że właśnie jestem w trakcie zmieniania dostawcy internetu i kolejny post (jeśli ktoś ma jeszcze ochotę cokolwiek czytać z tego co się tu ukazuje), może ukazać się dopiero za jakiś czas, ale napewno jeszcze w tym roku:) Mogę obiecać dwie rzeczy. Od tej pory już będzie wyłącznie o muzyce od strony...hm...estetyczno poznawczej, a poza tym mam przecież założenie zrobić z tego miejsca chwalnik, więc najwyższy czas pokazać światu swoje zbiory...
Druga rzecz taka, że naprawdę mam o czym pisać. Wspomniana na początku posta paczka to nie jedyna która do mnie trafiła, ale żeby troszkę podgrzać atmosferę dwa trailerowe zdjęcia czego można spodziewać się w niedalekiej przyszłości.
Jest więc na co czekać. A ja osobiście sądzę, że jak już sytuacja z netem się unormuje, posty zaczną pojawiać się częściej. Tymczasem pożegnam się i na koniec dodam że tytuł posta zapożyczyłem (jak to mam w zwyczaju) od tytułu utworu nowozelandzkiej kapeli Jakob z b-strony jednego z ich singli.
Było i o mnie, dzięki!
Jacek